Do ostatniego metra trwały emocje związane z finałem zmagań na trenażerach kolarskich, Tour de Bike Atelier. Ostatecznie po zwycięstwo w Sosnowcu sięgnął częstochowianin, Miłosz Bik.
W wielkim finale zmierzyli się zawodnicy, którzy triumfowali w jednym z 12 wyścigów eliminacyjnych, rozgrywanych w całej Polsce. Finaliści mieli do pokonania krótki, ale niezwykle wymagający odcinek, odwzorowujący podjazd w Dolomitach. Przez większość 5-kilometrowego dystansu droga mocno pięła się w górę, a maksymalne nachylenie sięgało 10%. Dzięki podłączeniu trenażera do monitora, na którym wyświetlana była trasa, uczestnicy mogli się poczuć jakby faktycznie podjeżdżali pod włoską przełęcz.
Pierwszym zawodnikiem, który zmierzył się z tym podjazdem był triumfator wyścigu w Gliwicach, Grzegorz Szwan. Uzyskał on dobry czas 14:50.
Przed wyścigiem wyznaczyłem sobie cel, by uzyskać średnią 400 generowanych watów. Cel ten został zrealizowany, choć końcówka dała mocno w kość. Jestem bardzo zadowolony z tego rezultatu, gdyż z powodu braku czasu, jeżdżę praktycznie tylko w weekendy – tłumaczył.
Czas Grzegorza Szwana pobił Mirosław Wójciak, który uzyskał 14:32. Miał on bardzo dobre wspomnienia związane z sosnowiecką rywalizacją, gdyż wygrał tam wyścig kwalifikacyjny.
Wiedziałem, że muszę uzyskać 420 watów, by wyprzedzić lidera i udało się to z nawiązką. Nie było mowy o oszczędzaniu się. Początek pojechałem bardzo mocno, w środkowym fragmencie ustabilizowałem tempo, by pod koniec znowu jeszcze mocniej nacisnąć na pedały. Lubię takie wyścigi, bo specjalizuje się w jeździe indywidualnej na czas. Moimi celami na ten sezon są mistrzostwa Polski i świata w kategorii masters, w tej konkurencji – wyjaśniał.
Gdy wydawało się, że trudno będzie zejść poniżej 14 i pół minuty, na rower wsiadł Miłosz Bik. Przyjechał on na finał z Częstochowy, choć awans do decydującej rozgrywki zapewnił sobie w Krakowie. Na górskiej trasie pojechał znakomicie, wyprzedzając dotychczasowego lidera prawie o minutę.
Na pierwszych dwóch kilometrach można się było rozpędzić, ale końcowe trzy to już prawdziwa katorga. Ostatnie kilkaset metrów jechałem już praktycznie na oparach – opowiada. – Znałem międzyczasy swoich poprzedników, z 2., 3. i 4. kilometra i wiedziałem jakim tempem muszę jechać. To, że zyskiwałem sekundy wobec rywali z jednej strony motywowało, a z drugiej działało na moją niekorzyść. Gdy uzyskałem bezpieczną przewagę trudno było się zmusić do dodatkowego wysiłku i wyciśnięcia z siebie resztek sił. A przecież po mnie startował jeszcze jeden bardzo mocny zawodnik.
Z pewnością trasa mi odpowiadała. Byłem jednym z lżejszych zawodników w finale, a przy tego typu trenażerze niska waga odgrywa sporą rolę, gdyż przekłada się na mniejsze obciążenie.
Jako ostatni w finale wystartował Piotr Karoń. Był on jedynym z finalistów, który miał na koncie dwie wygrane z eliminacji – z Częstochowy i Dąbrowy Górniczej. Przez długi czas utrzymywał on podobne tempo, co prowadzący Miłosz Bik i na ostatni kilometr wjechał z wciąż realną szansą na zwycięstwo. Dał z siebie wszystko, a po swoim przejeździe położył się na ziemi z braku sił. Nie wystarczyło to jednak na zdetronizowanie lidera i musiał zadowolić się drugim miejscem. Do wygranej zabrakło tylko 7 sekund.
Być może pojechałem za szybko na początku i potem zabrakło trochę mocy na końcówkę. Na podjeździe miałem drobny kryzys, ale gorący doping kibiców sprawił, że wykrzesałem z siebie wszystko co mogłem. Mam drobny niedosyt, choć cieszyć może triumf zawodnika z Częstochowy, gdyż też pochodzę z tych rejonów – podsumował.
Top 6 Finału Tour de Bike Atelier:
- Miłosz Bik – 13:35
- Piotr Karoń – 13:42
- Mirosław Wójciak – 14:32
- Grzegorz Szwan – 14:50
- Sebastian Pakulski – 15:11
- Artur Boratyn – 15:25